mój komputer dziś znów próbował zrobić "ded". dzień kiedy sprawię sobie nowy będzie świętem.
póki co czas spędzony dziś w autobusach i na wędrówkach 'z' i 'na' przystanki: ponad pięć godzin. _pięć_godzin_
chociaż biorąc pod uwagę fakt, że normalnie jest tych godzin cztery, to niejeden powiedziałby "co za różnica, godzinka w prawo czy w lewo" ;)
jutro poprawka.
jak sobie pomyślę że przeciętny kowalski spędza średnio na dostarczaniu dziecka w szkolne mury pół godziny dziennie, a wręcz często odbywa się to 'przy okazji', w drodze do pracy to mi łapki opadły. jak przeliczyłam ile godzin, od paru tygodni, romansuję łącznie, miesięcznie z MPK zamiast ze skalpelem i tuszem [no bo przecież nie będę na godziny pracy przeliczać ;)] to opadło mi jeszcze moje bezcyckowie...
całe to zmęczenie przekłada się na brak weny, ale pilnie i uparcie nie daje się i cośtam montuję, wierząc, że w końcu spośród prochów, niegodnych miana scrapbookingu, powstanie feniks... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz